Autor: Krzysztof Lip
Liczba stron: 152
Wydawnictwo: e- bookowo
Data wydania: 2015
Wyobraź sobie, że pewnego dnia przechadzasz się po mieście zupełnie bez celu. Nagle ni stąd, ni zowąd pojawia się przed Tobą zupełnie obcy człowiek, który bez żadnego zawahania oświadcza: „Za niedługo świat dobiegnie końca, a Ty wraz z nim”. Jak zareagujesz? Przybierzesz kamienny wyraz twarzy? Roześmiejesz się? A może zarzucisz tej osobie zbyt duże zainteresowanie filmami i książkami sci- fi. Co zrobisz?
Główny bohater powieści- Maciej Słomski, który nie należy do
osób religijnych i nie omija żadnej okazji do imprezy zakrapianej alkoholem,
staje się świadkiem takiej sytuacji. Jednak lekceważy on słowa tego człowieka i
jakby nigdy nic odchodzi od tajemniczego mężczyzny. Kiedy natomiast każdy dzień
zaczyna się od informacji o kolejnych ofiarach, Maciej zaczyna przypominać
sobie słowa proroka. Postanawia go odnaleźć, ale zamiast niego spotyka pewną
atrakcyjną kobietę, która przedstawia się jako jego siostra. Szuka ona swego
brata, by z powrotem sprowadzić go do szpitala psychiatrycznego, z którego
ponownie go wypuścili.
Kim jest ów mężczyzna?
Co chce on osiągnąć rozpowiadając na okrągło o nadchodzącym
końcu świata?
Jak zakończy się ta historia?
Muszę przyznać, że początkowo byłam pozytywnie nastawiona do tej pozycji wydawniczej. Okładka przyciągnęła mój wzrok swoją oryginalnością, a fabuła zapowiadała się obiecująco. Niestety z przykrością muszę stwierdzić, że pomysł nie został do końca dobrze wykorzystany.
Akcja zbyt szybko, a co za tym idzie niedokładnie się
rozgrywała. Czytając pewne wydarzenia, chciałam się w nie wczuć, chciałam, aby mnie one w pełni
wypełniły, ale to nie nastąpiło. Jedno wydarzenie miażdżyło kolejne i tak praktycznie
do samego końca. Z pewnością jest to wina tego, że książka jest za krótka, a
wystarczyłoby tylko rozwinąć niektóre wątki i lektura momentalnie by na tym
zyskała. Poza tym z tego co udało mi się zauważyć, wnioskuję, że autor jakby na
siłę chciał wzbudzić w czytelniku poczucie napięcia i grozy za pomocą
wstrząsających sytuacji. Tylko, że nawet te momenty nie były w stanie wywołać we
mnie dreszczy. Nic nie poczułam. Żadnego napięcia, a jednak w tego typu
książkach powinny się one pojawić.
A główny bohater? Na samym początku w moich oczach był
bezbarwny, nijaki i sztuczny. Nie wzbudzał we mnie żadnych uczuć- ani
pozytywnych, ani tych negatywnych. Dopiero z czasem Maciej Słomski zaczyna
jakby „nadążać” za całą książką. Czytelnik zaczyna go rozumieć i obserwuje
słuszność podejmowanych przez niego decyzji.
Muszę jeszcze wspomnieć o czymś, co najbardziej mnie
zniesmaczyło i co przyczyniło się do tego, że nie jestem w stanie wystawić tej
książce wyższej oceny. Przyczyną tego było nagminne literówki, błędy i co rusz
wkradające się chochliki. Rozumiem, że czasem się mogą one zdarzyć, ale tak
duża ilość w tak cienkiej książce jest dla mnie czymś niewybaczalnym.
Jednak mimo tych wszystkich mankamentów, książkę odebrałam
pozytywnie. Nie jest to co prawda lektura najwyższych lotów, ale ona nie miała
taka być. Miała ona być przede wszystkim nieprzewidywalna i czegoś nauczyć za
pomocą morału na samym końcu, a to akurat spełnia bez zarzutów. Gdyby nie to,
to chyba nie byłabym w stanie wyszukać innych pozytywów.
Podsumowując, uważam, że jest to cieniuteńka powieść idealna
na chwilę relaksu. Tak więc, jeśli szukasz czegoś trafnego na temat aniołów i
demonów na jeden wieczór, a właściwie na jedną godzinkę, to „Miarka się
przebrała” sprawdzi się idealnie. Natomiast jeśli masz ochotę na coś
bardziej wyrafinowanego bądź spektakularnego, to szczerze odradzam. Tutaj tego
raczej nie znajdziesz.
Ocena: 4/10
Nie lubię, kiedy w książce jest tak dużo literówek, a na dodatek ciężko polubić bohatera. Nie przeczytam.
OdpowiedzUsuńCóż, w takim razie wiele nie stracisz, bo z pewności nie jest to pozycja, która pozostaje w pamięci czytelnika na dłużej ;)
UsuńWprawdzie okładka jest zachęcająca, ale... Nie oceniać książki po okładce ;) Takie oklepane powiedzenie, a tak dobrze się sprawdza ;) Raczej nie sięgnę po tę książkę.
OdpowiedzUsuńCóż, w tym przypadku zachęcać nie będę, bo nie ma zbytnio do czego. O taka o książeczka, jakich setki, a nawet tysiące na tym świecie. Przynajmniej pocieszająca jest myśl, że ją dostałam i bulić za nią nie musiałam, bo jednak jakbym ją kupiła, nieco bym żałowała, że nie wydałam pieniędzy na jakąś inną trafniejszą książkę.
Usuń