środa, 1 czerwca 2016

Nie dawaj mi fałszywej nadziei

Witajcie moi drodzy z powrotem po cholernie długiej przerwie! Matura już za mną, więc w pełni mogę poświecić czas na prowadzenie bloga, ale wierzcie mi nie było takiego momentu, żebym nie tęskniła za tym charakterystycznych stukotem klawiatury podczas pisania recenzji. I w tym momencie uroczyście przysięgam, że uczynię wszystko, aby po raz kolejny nie dopuścić do tak długiej przerwy. A przynajmniej się postaram, bo nie jestem najlepsza w dotrzymywaniu obietnic w tej kwestii ;) A teraz, żeby zbytnio nie przedłużać, zapraszam Was na reaktywacyjną, a zarazem przepraszającą recenzję ;)
Stay tuned! ;)


***



Ugly love

Autor: Colleen Hoover
Tytuł oryginału: Ugly love
Tłumaczenie: Piotr Grzegorzewski
Wydawnictwo: Otwarte
Liczba stron: 344
Data wydania: 13 kwiecień 2016






        Zwykło się mówić o miłości jako u uczuciu, które uszczęśliwia, uskrzydla, daje nadzieję na lepsze jutro oraz sprawia, że chce się nam z rana wstawać z łóżka. Nie często jednak porusza się temat miłości typu "żywioł", który niszczy wszystko co tylko napotka na swojej drodze. Miłości, która sprawia, że się czołgamy i dzięki której, a raczej przez którą zaczynamy wierzyć, iż "życie jest to opowieść idioty, pełna wrzasku i wściekłości, nic nie znacząca". Colleen Hoover postanowiła jednak ukazać w swojej najnowszej powieści ciemną, brzydką stronę miłości, Z jakim rezultatem? O tym za moment. 

        Początkująca pielęgniarka Tate wprowadza się do mieszkania swojego brata w San Francisco. Wydaje się to świetnym pomysłem zwłaszcza, że jej brat jest pilotem i większość czasu spędza w trasie. Tate jednak nie ma pojęcia, że ta decyzja zaważy na całym jej życiu. Wszystko za sprawą przyjaciela jej brata- Milesa, również pilota, który mieszka naprzeciwko jej nowego lokum. 
Tate nie ma czasu na miłość. Miles nie chce miłości. Nie przeszkadza im to jednak wplatać się w układ a la "seks bez zobowiązań". Zatem stawiają oni wszystko na jedną kartę, którą jest pożądanie i tym sposobem zaczynają "związek", który ograniczają jedynie dwie reguły.

- Za bardzo się przejmujesz - mówię z wymuszonym uśmiechem. - Może pomogłoby, gdybyśmy wprowadzili jakieś zasady? 

(...)
- Może... - odpowiada.- Na razie przychodzą mi do głowy tylko dwie.
- Jakie?
(...)
- Nie pytaj mnie o przeszłość - mówi pewnym siebie głosem. - I nie licz na przyszłość.

        Tylko czy ten układ sprawdzi się? Czy można całkowicie wyzuć się z wszelkich emocji i udawać, że jest się nieczułym, gdy w rzeczywistości uczucia buchają ze wszystkich stron? Co się stanie, gdy zasady zostaną złamane? 

          Muszę przyznać, że początkowo sceptycznie byłam nastawiona do "Ugly love", a to wszystko za sprawą "Hopeless" <klik>, które bardzo mnie zawiodło i po którym spodziewałam się znacznie więcej. Co prawda nie zawiodło mnie ono na tyle, abym nigdy więcej nie sięgnęła po książki Hoover, ale na tyle, abym nie sięgnęła po nie przez prawie rok. Po prostu bałam się kolejnego rozczarowania. I nie będę ukrywać, że moje obawy były zbędne, bowiem to co dostałam do rąk wbiło mnie w fotel i zmiażdżyło emocjonalnie, nie pozostawiając chociażby najmniejszych szans na poprawę tego stanu. 

       Doskonale pamiętam czas jak czytałam "Hopeless". Pamiętam doskonale jak musiałam się wgryzać w lekturę przez ponad pięćdziesiąt stron, jak odkładałam ją na półkę przeszło trzy razy i jak o mało brakowało, abym rzuciła ją o ścianę. Natomiast w przypadku "Ugly love" takich momentów nie było, gdyż historia Milesa i Tate urzekła mnie już od pierwszych stron do tego stopnia, że położyłam się spać dopiero o trzeciej w nocy, gdy skończyłam czytać ostatnie zdanie tej niezwykłej historii. Co prawda przez to cały dzień chodziłam jak zombiak, ale zdecydowanie zasługuje ona na to, aby naderwać noc. Jest to coś, co wcześniej nie było mi dane przeczytać. "Coś", co sprawiło, że czułam opór i praktycznie przez całą książkę tkwiłam w słodkiej niewiedzy i oszołomieniu.

         Na szczególną uwagę zasługują tutaj bohaterowie. Zostali oni niezwykle, wręcz z chirurgiczną precyzją nakreśleni. Miles to mężczyzna, który został dotkliwie doświadczony przez los. Te pewne ciężkie chwile w jego życiorysie pozostawiły piętno na całym jego życiu, ukształtowały go jako jednostkę i podburzyły jego wiarę w siebie, przez co zaczął sądzić, iż nie jest wart, aby go kochać. Te właśnie wspomnienia z przeciągu 6 lat pisane z jego perspektywy były nadzwyczaj szczere i wiarygodne. Pozwalały bezczelnie wedrzeć się do podświadomości Milesa i zrozumieć jego dotychczasowe postępowanie w stosunku do innych. Z kolei ciężko jednoznacznie określić Tate. Z jednej strony młoda, piękna, ambitna studentka, która jednak może wydać się naiwna, infantylna i po prostu głupia, gdyż wpakowuje się w układ bez żadnej przyszłości. Jednakże jestem w stanie ją zrozumieć, bo niejednokrotnie złapałam się na tym, że chciałam poczuć gorący dotyk Milesa na swoim ciele. (I nie, wcale nie jest to zwykła solidarność jajników ;)) I jeszcze muszę wspomnieć o Kapitanie- uroczym 80- letnim staruszku, który w każdej sytuacji wie co powiedzieć i który sypie swoimi złotymi życiowymi mądrościami. Taki swego rodzaju dziadek, którego nigdy nie miałam. Te kreacje przyczyniły się do tego, że po przeczytaniu i odłożeniu na regał książki rozglądałam się za nimi jak za najlepszymi przyjaciółmi. Zaczęłam za nimi momentalnie tęsknić, gdyż zajęli szczególne miejsce w moim sercu. Coś wspaniałego. 

        Pewnie niektórzy martwią się, że w "Ugly love" zawiewa niekiedy trylogią E L James. Nic dziwnego, gdyż trailer chce jakoś usilnie nas do tego przekonać, co osobiście nie uważam za słuszne posunięcie. Ale chcę Was uspokoić, nie ma tutaj żadnego podobieństwa z "Pięćdziesięcioma twarzami Greya". Opisy łóżkowe (no dobra, nie tylko stricte łóżkowe) są subtelne i syzyfową pracą jest szukanie w nich chociażby grama wulgarności. Jednym minusem osobiście dla mnie były wydawane dźwięki bohaterów podczas zbliżeń. Zwroty "o ja cię", "o rany", "o kurczę" nie tyle mnie denerwowały, co po prostu śmieszyły. Może uszłoby to u nastolatków, którzy dopiero poznają swoją cielesność, ale nie u dorosłych ludzi. Ale okay, nie będę zbytnio rozwodzić się nad łóżkowym językiem kochanków. Co kto lubi. 

        "Ugly love" to nie błaha historyjka o duchach przeszłości i ich pokonywaniu. To uczuciowy rollercoaster, wulkan sprzecznych emocji i wyciskacz łez. Co prawda nie uroniłam żadnej słonej łzy, ale to wyłącznie dlatego, że nie lubię okazywać uczuć, które mną dogłębnie targają. Wolę jak te uczucia kumulują się, kotłują się we mnie do tego stopnia, że po pewnym czasie z ich nadmiaru czuję wręcz fizyczny ból. Może moje postawa zahacza odrobinę o masochizm, ale gwiżdżę na to. 

       Gdybym miała porównać tę książkę do czegokolwiek, to porównałabym ją do życia. W niej nie ma żadnego słodzenia do obrzydzenia lukrem. Urocze wydarzenia przeplatają się z tragicznymi, okrutnymi. Podobne wydarzenia mogą wydarzyć się w życiu każdego i to stanowi wręcz pochwałę rzeczywistości, codzienności. Za to Colleen Hoover należą się owacje na stojąco.

      Serdecznie zachęcam Was wszystkich drodzy Czytelnicy, abyście czym prędzej popędzili do księgarni, by zakupić to cudo. Tej książki rzeczywiście się nie czyta, ją się chłonie, przeżywa każdą najdrobniejszą cząstką ciała, duszy oraz serca. 

Ocena: 9/10


Czytaliście? Co sądzicie? I jak Wam się podoba trailer filmu?

3 komentarze:

  1. Czytałam czytałam i ta książka była dla mnie sporym zaskoczeniem :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Czytałam niedawno i bardzo mi się spodobała ta książka :) teraz zamierzam przeczytać wszystkie książki Colleen Hoover :)
    http://reading-mylove.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Gdybym powiedziała, że lubię tę książkę, to byłoby kłamstwo. Ja ją kocham! Jedna z najlepszych powieści, jakie czytałam. A Colleen to dla mnie bezsprzecznie autorka numer jeden!

    OdpowiedzUsuń

Przybyszu, jeśli zawędrowałeś tak daleko, to zostaw po sobie ślad, który będzie dla mnie motywacją do blogowania i namacalnym dowodem na to, że podzielasz moją sympatię do książek ;)