piątek, 16 października 2015

Sens rodzi się z bezsensu




Ferdydurke

Autor: Witold Gombrowicz 
Liczba stron: 296 
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie 
Data wydania: 2004






     Zastanawialiście się kiedyś na czym polega sekret świata? Jeśli tak, to czytajcie dalej, bowiem Witold Gombrowicz ten sekret odkrył i przybrał go w fikuśne fatałaszki...

     Bohaterem, a zarazem narratorem powieści jest 30- letni początkowy literat Józio Kowalski. Mimo dorosłego wieku, nadal nie wie kim chce być i czemu ma poświęcić życie. Niespodziewanie któregoś wtorkowego poranka zjawia się u niego jego dawny nauczyciel- T. Pimko, który przepytując zdziwionego Józia ze znajomości przysłów, uzmysławia sobie, że jego dawny podopieczny jest dosyć przeciętny i postanawia go cofnąć do szóstej klasy. Mężczyzna wciśnięty w Formę ucznia trochę się buntuje, ale w końcu godzi się z losem i udaje się z profesorem za rączkę do szkoły. W szkole zostaje on poddany procesowi "upupiania", czyli infantylizacji młodzieży gimnazjalnej. Tak właśnie zaczyna się historia Józia- młodzieńca, który jednak nie gra pierwszych skrzypiec w powieści, a jedynie staje się wskazówką dla czytelnika do poznania zakłamanego świata. 

     Zdaję sobie sprawę, że duża część osób, która ma już za sobą tę lekturę, nie wspomina jej nadzwyczaj dobrze i stwierdzi, że jest to zwykł bełkot, grafomania, zlepek przypadkowych, nic nie znaczących słów. Wierzcie mi, początkowo też tak myślałam i potrzebowałam przeczytać przeszło osiemdziesiąt stron, aby w pełni docenić wartość tej książki i aby dostrzec problemy, które ona porusza. Jak widzicie musiałam wiele wtedy w swoim rozumowaniu pocierpieć, by w końcu mnie oświeciło. Ale przyznaję się- to była moja wina, gdyż zabierając się za "Ferdydurke" z góry założyłam, że będę niezadowolona i śledząć wzrok po literkach co rusz się nakręcałam, przez co w mojej głowie zrobił się jeden wielki zamęt. Tymczasem podchodząc do tej pozycji trzeba otworzyć swój umysł, gdyż tego właśnie ona od nas wymaga- współpracy intelektualnej. Gombrowicz nie podaje nam wszystkiego na tacy tylko przekazuje nam kilka słów- kluczy i wymaga tego, aby każdy z kluczy dopasować do odpowiedniego zamka. I albo ktoś podoła temu zadaniu, albo polegnie. 

     Szczerze, to nie czuję się godną osobą, by pisać cokolwiek o wartościach literackich (tak, nie przewidziało Wam się) tegoż tekstu kultury. Bo czymże są moje młodzieńcze rozkminy w porównaniu z dziełem, w którym to autor wspiął się na wyżyny swoich możliwości? Niczym. 

      Pewnie zastanawiacie się o czym jest ta ksiązka, a tymczasem sens jest podany między bezsensownymi wierszami. Jeśli dobrze się wczytacie, to zauważycie, że jest to powieśc o obłudzie i ludzkiej hipokryzji.  Opowieść o nas, o zwykłych szarych ludziach uwięzionych w sztywnej Formie, która zabija w nas to, co jedyne i niepowtarzalne. Człowiek otoczony zewsząd różnymi Formami zdaje sobie sprawę, że nigdy do nich nie dorośnie i nigdy nie stanie się wystarczający dobry. Odpowiedźcie sobie, ile to razy udawaliście kogoś innego? Ile razy robiliście z siebie kogoś, kim w rzeczywistości nie jesteście, aby spełnić tylko oczekiwania innych? Niejednokrotnie, prawda? Właśnie o tym jest ta niestereotypowa książka. "Ferdydurke" odsłania tajemnice nas samych. Ukazuje nieco z przymrużeniem oka nas jako zwykłe marionetki pociągane za sznurki w teatrze świata. I co, książka o niczym? 

     O postaciach przewijających się przez lekturę można powiedzieć wiele, ale tak naprawdę nic, bowiem w pewnej mierze są zwykłymi zimnymi wystawowymi manekinami. Jednak bez wątpienia wiele można się o nich dowiedzieć dzięki przezwiskom jakie nadał im Gombrowicz. Wystarczy troszkę pogłówkować, wytężyć zmysły i nagle to, co nieoczywiste, staje się oczywiste i zdajemy sobie sprawę, że wszystkie przydomki bezbłędnie charakteryzują wszystkie kreacje. 

     Z kolei styl i język satyry jest taki jak cała książka- nieprawdopodobny, zagmatwany, rozmemłany i udziwaczniony, co nie zmienia faktu, że czyta się go ekspresowo. Wiele jest w powieści neologizmów oraz ciętego humoru. Autor bawi się z nami- czytelnikami w kotka i myszkę, wodzi nas za nos, drażni się z nami do tego stopnia, że niekiedy mamy wrażenie, że robi z nas zwykłych głupków z wiedzą na poziomie płyty chodnikowej. 

Czyż nie jest tak, że każdy jest po trosze artystą? Nie jestże prawdą, że ludzkość tworzy sztukę nie tylko na papierze lub na płótnie, ale w każdym momencie życia codziennego- i gdy dziewczę wpina kwiat we włosy, gdy w rozmowie wypsnie się wam żarcik, gdy roztapiamy się w zmierzchowej gamie światłocienia, czymże to wszystko jest, jeśli nie praktykowaniem sztuki? Po cóż więc ten podział dziwaczny i bzdurny na "artystów" i resztę ludzkości? I czyż nie byłoby zdrowiej, gdybyście, zamiast mienić się dumnie artystami, mówili po prostu: "Ja może nieco więcej niż inni zajmuję się sztuką"? (...)*

     Książka jak wiecie znajduje się w kanonie lektur obowiązkowych, a na dodatek jest oznaczona tzw. "gwiazdką". Nie będę wypowiadać się czy dobrze, że tak stało, czy też nie, ale jedno jest pewne- z całą pewnością stała się ona lekturą nie bez powodu. Jest wiele pozycji bibliograficznych, które są już nieaktualne i koszmarne pod względem czytania do tego stopnia, że bez problemu można je dołączyć do barokowego motywu "vanitas". Sama jestem jeszcze uczennicą i temat lektur szkolnych w istocie doprowadza mnie do szału, niemniej uważam, że ta jako jedna z nielicznych jest na tyle wartościowa i wciąż aktualna, że każdy przynajmniej powinien spróbować swoich sił w jej czytaniu. Naprawdę ma ona zbawienne działanie, skoro mój kolega, który przez całe swoje życie nie przeczytał żadnej lektury, nagle zapragnął przybliżyć sobie temat pupy ;) 

     Serdecznie polecam zapoznać się nieco bliżej z "Ferdydurke", gdyż jest to rodowód świadczący o naszym pochodzeniu. Ukazuje kim jesteśmy i jak łatwo jesteśmy podatni na wpływy innych ludzi. 


                                                                        Ocena: 8/10


----------------------
 *cytat pochodzi z ksiazki (str. 76)


Przypominam o trwającym konkursie, w którym do wygrania jest "Poszukiwany Colin Firth". Wystarczy się jedynie zgłosić i pozostawić e- mail. Na razie zgłosiło się mało osób, a chciałabym komuś podarować tę książkę. Więcej informacji po kliknięciu w obrazek znajdujący się po prawej stronie.

10 komentarzy:

  1. dla mnie to nie był "bełkot" :) szkoda tylko, że jako lektura w 3 klasie liceum jest traktowana po macoszemu, bo blisko do matury, zostało jeszcze kilka innych do przerobienia, trzeba się też śpieszyć z materiałem (przynajmniej w moim przypadku tak było, czytałam ją kilka miesięcy przed maturą). pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie wspominam zbyt dobrze tej lektury i dobrze, że już nie muszę do nie wracać.

    OdpowiedzUsuń
  3. Czytałam tę książkę w szkole średniej. Może kiedyś do niej wrócę, kto wie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Czytałam w szkole, ale już za bardzo jej nie pamiętam. Musiałabym odświeżyć pamięć.

    OdpowiedzUsuń
  5. Lektur zazwyczaj sama z siebie nie czytam. Więc po książkę będę zmuszona sięgnąć, kiedy stanie się ona moją lekturą.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ferdydurke było straszną lekturą. Do tej pory nie widzę w niej geniuszu.. Albo nie chce widzieć...

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie polubiłam tej lektury. Mimo, że genialna i w ogóle, to jak dla mnie za dużo w niej namieszane :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Pamiętam jak moja starsza siostra czytała tę książkę i była nią załamana :/

    OdpowiedzUsuń
  9. Kiedyś czytałam, ale to było bardzo dawno temu :)

    OdpowiedzUsuń

Przybyszu, jeśli zawędrowałeś tak daleko, to zostaw po sobie ślad, który będzie dla mnie motywacją do blogowania i namacalnym dowodem na to, że podzielasz moją sympatię do książek ;)